Czy warto zostać złotnikiem?

Posted on 7 listopada 2011

1


 Czy złotnictwo ma przed sobą przyszłość?

Na mojej stronie internetowej z reguły pojawiają się krótkie komentarze z zapytaniem o podręcznik dla złotników, rzadziej zapytania z dziedziny samego złotnictwa.

W panelu administracyjnym strony ustawienie pewnych opcji powoduje, że wszystkie te wpisy przesyłane są do mojej elektronicznej skrzynki pocztowej, dzięki czemu śledzę je bez konieczności otwierania samej strony. Ale też niektóre osoby piszą do mnie bezpośrednio. Jakiś czas temu jedna z takich osób napisała do mnie kilka zdań, które zamieszczam poniżej: … Myślę o złotnictwie jako formie zarobku, natomiast nie mam w tym doświadczenia więc chciałbym najpierw nabrać go trochę. Mam więc kilka pytań do Pana jako fachowca w tej dziedzinie. 1. Ile pieniążków potrzebuje na wszystko co wiązałoby się z otworzeniem takiego interesu (wiem, że w Pana książce znajdę urządzenia i narzędzia różnego typu ale chodzi mi też o jakieś koszty dodatkowe, takie które może wychodzą później a których nie dostrzega się na pierwszy rzut oka) 2. Ile Pana zdaniem potrzeba czasu by wyrobić się w tym fachu na tyle by móc wykonywać swoje wzory? 3. Czy poleciłby Pan jakąś literaturę, która pomoże szybciej zrozumieć i nauczyć się tej branży? 4. I w końcu czy Pana zdaniem jest to nadal opłacalny interes? W dużych miastach jest chyba już bardzo dużo biżuterii i może trudno ją sprzedać i to chyba nawet nie problem kryzysu? Bardzo byłbym wdzięczny za odpowiedzi i jakieś wskazówki. Jestem po studiach technicznych i miałem przynajmniej w teorii trochę do czynienia z odlewnictwem i metalurgią a zainteresowałem się tą tematyką. Z góry dziękuję Łukasz B.

Myślę, że bardzo trudno odpowiadać na pytania typu –I w końcu czy Pana zdaniem jest to nadal opłacalny interes gdyż równie dobrze można by zapytać, a co dziś jest opłacalnego, jakie rzemiosło daje taki dochód, byśmy byli w pełni usatysfakcjonowani. Byśmy zarabiali duże pieniądze, mieli kolejki klientów i zawodowy prestiż. Ale proste i sensowne pytanie, czy warto zostać złotnikiem, jest pytaniem zasadniczym i wartym zastanowienia. Równie interesującym pytaniem może być pytanie o przyszłość tego zawodu w dość szybko zmieniających się uwarunkowaniach gospodarczych. Gospodarka polska, co by o niej nie mówić i nie pisać o jej rozwoju, ma jednak wciąż spory deficyt budżetowy i duże by nie powiedzieć ogromnie zadłużenie wewnętrzne i zagraniczne. Co gorsza narasta ono w tak szybkim tempie że może doprowadzić to do ostrego kryzysu społecznego.

Być może lata świetności i dużych pieniędzy w tym zawodzie mamy już za sobą, ale opierając się na własnych wieloletnich doświadczeniach mogę powiedzieć, że każdy kryzys i każde załamanie gospodarki można przetrzymać i przeżyć. Przeżyłem czasy wielkich strajków i transformacji ustrojowej i nie zauważyłem by w tamtych latach masowo były zamykane zakłady złotnicze. Zmieniały się pokolenia złotników, jednie przechodziły do innych zawodów, inne w ten zawód wchodziły i radziły sobie dosyć dobrze. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat mojej pracy w zawodzie ilość zarejestrowanych w Urzędzie Probierczym zakładów podwoiła się. Dla porównania wspomnę, że w Stanach Zjednoczonych podając za tamtejszymi magazynami jubilerskimi w latach 1986 do 1996 największa amerykańska firma jubilerska Zale Corp. z około 2700 sklepów zamknęła blisko 1300. Nie była to jedyna firma, która zamykała swoje placówki i zwalniała personel. Największa sieć domów towarowych Macy’ s, w której znajdowało się z reguły po kilka sklepów jubilerskich także znacząco się kurczyła. Na Manhattanie w Nowym Jorku gdzie pracowało w branży 33 tysiące ludzi w tym przy wyrobie biżuterii aż 11 tysięcy także notowany był silny regres. Był to okres depresji gospodarczej, ale w tym samym czasie, jak wspomniałem wyżej, w Polsce zakładów jednak przybywało. Złotnictwo jest tym szczególnym zawodem, który może nawet w okresach kryzysów zyskiwać. Jest to związane faktem, iż o ile spada zaufanie do pieniądza, którego realna wartość zawsze silnie spada to jednocześnie nabiera wartość złoto.

Blisko dwadzieścia lat temu, kiedy cena złota oscylowała w granicach 380 dolarów za uncję wydawało mi się, iż jest to koniec. Miałem wrażenie, że złoto przestało być źródłem pożądania, że staje się jeszcze jednym powszechnie używanym towarem, po zużyciu, którego po prostu się go wyrzuca. Cienkie porwane łańcuszki znajdowano w koszach na śmiecie. Grubsze oddawano zadawalając się zapłatą 3 dolarów za gram czternastki. Mała picca kosztowała 8 dolarów i tyle samo płaciłem za 3 gramy scrap gold. Przy takich relacjach cenowych można było mieć jedynie bardzo mieszane uczucia. Dziś właśnie za sprawą ogólnoświatowego kryzysu mamy znów złoto w cenie. Szlachetne kruszce znów są tym, czym były zawsze a złotnictwo zawodem jakich mało. Zawód złotnika ma jeszcze tą sympatyczną stronę, że daje możliwość samodzielnej, oryginalnej i artystycznej twórczości, że wykonany pieczołowicie i z pasją przedmiot cieszy nie tylko blaskiem polerowanego złota i szlachetnych kamieni, ale i pięknem samym w sobie. Daje nam poczucie, że tworzymy nie tyle towar, co dzieło sztuki jedyne i niepowtarzalne. Bo zawód złotnika to szansa na to by być dobrym rzemieślnikiem, mistrzem tego szlachetnego zawodu i artystą jednocześnie, a to nie w każdym zawodzie jest możliwe. Zawód ten daje także często kontakt z niezwykłymi i ciekawymi ludźmi. Pamiętam, odwiedzał mnie w swoim czasie pewien niemłody już człowiek, bardziej gaduła niż klient. Za pierwszą swoją wizytą przyniósł mi do naprawy srebrny breloczek dość niezwykły bo z kopytkiem -nóżką małego koziołka i tak się rozgadał, że straciłem ponad dwie godziny czasu zarabiając na tej naprawie ledwie dziesięć dolarów. Podawał się za aktora, mówił i gestykulował naśladując amerykanów pochodzenia irlandzkiego, włoskiego i chińskiego z nowojorskiego Chinatown i znał mnóstwo polsko podobnych zwrotów używanych przez moich rodaków na Brooklynie, wymieniał jednocześnie ciurkiem, jako swoich znajomych i przyjaciół nazwiska reżyserów i aktorów z Hollywood i z NY najwidoczniej chcąc mi w ten sposób zaimponować. Jego odwiedziny były dość regularne, chociaż niezbyt częste, nieco nudził, ale też trzeba przyznać, że był jak na Amerykanina człowiekiem obdarzonym sporą kulturą osobistą i wyjątkowo bogatym słownictwem, co dla mnie ledwie dukającego po angielsku było doskonałą i darmową lekcją tego języka. Zdziwiłem się, gdy któregoś dnia przyprowadził ze sobą Paula Newmana, dobrze mi znanego gwiazdora filmowego, znanego oczywiście tylko z ekranu kinowego i z takich filmów jak ,,Hombre”, czy ,,Żądło”. Paul Newman jak się okazało, mieszkał wówczas w Greenwich, małym miasteczku pod Nowym Jorkiem gdzie stare szacowne rezydencje chodziły w cenie średnio po 6 milionów dolarów. Paul oczywiście amerykańskim zwyczajem, zapytał mnie najpierw skąd przyjechałem, a zaraz potem poinformował mnie, że jedna z jego kuzynek przed wojną też mieszkała w Polsce. Po czym postawił na ladzie coś co wyglądało na kowadełko. Jako sternik po kursie, ale bez praktyki, od razu poznałem, że była to żeglarska knaga, a jako złotnik z praktyką, że przedmiot ten jest solidnie pozłacany. Obok położył pierścionek z dość dużym diamentem i zapytał, czy mogę osadzić diament w knadze. Zamówienie nie było ani dziwaczne ani nadzwyczajne. W zawodzie złotnika zdarzało już się, iż na prośbę pewnego myśliwego pozłacałem muszkę w jego sztucerze, wstawiałem maleńki rubinek w złotej nasadce na przedni górny ząb młodemu murzynowi i skracałem i lutowałem bezpośrednio na nadgarstku ręki grubą masywną bransoletę komuś, kto handlował narkotykami na dużą skalę. Chciał mieć na stałe zlutowaną bransoletę, by mógł mieć pewność, że jego koledzy i przyjaciele nie ściągną mu jej podczas narkotycznych drzemek. Kilka dni po tym jak knaga z diamentem została odebrana zadzwonił do mnie Mister Hurley. -Mister Hurley spaking ( Mówi Pan Hurley) i zapytał, czy mogę zrobić dla jego przyjaciółki koronę ze srebra, pozłacaną i z kamieniami jakie mi dostarczy. Pan Hurlej mieszkał także w Greenwich ale ani na jotę nie miał tej swobody i bezpośredniości jaką miał w obcowaniu z innymi Paul Newman Ale gdy na rynku istnieje zabójcza konkurencja, gdy każdy cent i dolar jest jak być albo nie być w biznesie, nie odmawia się ludziom którzy mówią o sobie Pan, nawet takich mało sensownych zamówień. Może to właśnie dzięki takim i innym zachciankom, pomysłom, i wygłupom, czasem marzeniom i pragnieniom zawód złotnika jest zawodem niezwykłym i pełnym ciekawych zdarzeń. Może i dla tych niezwykłości warto zostać i być złotnikiem. Tadeusz Dylak

Posted in: złotnictwo